***Demi***
Stałam przed
wejściem do ośrodka.
- Boję się,
cholernie się boję. – szepnęłam.
- Nie masz
czego. Ja zawsze jestem przy tobie. – Lou mocno mnie przytulił.
- Trzeba już
iść. Będzie dobrze. – Justin poklepał mnie po ramieniu i wszedł do środka.
Podobnie zrobiła reszta. Ja weszłam ostatnia. Gdy weszłam na salę zobaczyłam
około piętnastu ludzi. W różnym wieku. Przypomniało mi się, co czułam gdy
znalazłam się tu pierwszy raz. Strach. Tak, to było to uczucie.
- Czas
zaczynać. – powiedział jeden z lekarzy.
- Ok, już
idę. – blado się uśmiechnęłam. Weszłam na scenę. Ci wszyscy ludzie potrzebowali
pomocy, a ja zamierzałam się jakoś przyczynić do ich wyzdrowienia. Wzięłam głęboki
wdech. – Cześć, jestem Demi Williams. – pomachałam im. – Pewnie nie wiecie, po
co tu jestem. Chciałabym wam opowiedzieć moją historię. – ogarnęłam wzrokiem
pacjentów. Ich twarze wyrażały zainteresowanie. – Już gdy miałam cztery lata
patrzyłam na swój brzuszek i myślałam: „Ciekawe, czy kiedyś będziesz płaski”, w
szkole podstawowej na ścianie w damskiej toalecie był napis „Nienawidzimy Demi”, podpisali się prawie wszyscy uczniowie. W pewnym momencie było to nie do
zniesienia, uwierzyłam im w te wszystkie rzeczy, które o mnie mówili. Chciałam
się jakoś ukarać, więc zaczęłam się okaleczać. Miałam wtedy jedenaście lat.
Przestałam jeść, a jeśli już coś zjadłam szłam do łazienki, żeby zwymiotować.
Gdy miałam około szesnastu lat zaczęłam zadawać się z nieodpowiednim
towarzystwem, od razu wiązało się to z narkotykami. W naszej paczce była taka
dziewczyna, Alex Welch. Jak byłam na haju pobiłam ją.
Teraz bardzo tego żałuję, bo byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Załamałam się, nie miałam już do kogo zadzwonić po heroinie, żeby się wyżalić. Justin Bieber. Kojarzycie go, nie? – wszyscy pokiwali głowami. – On uratował mi życie. Pewnie bym się zaćpała. A może bym się wykrwawiła. Tego nie da się przewidzieć. Jus dał mi nadzieję na lepsze jutro. Zaczęłam spędzać z nim coraz więcej czasu, po jakimś czasie zostaliśmy przyjaciółmi. Najlepszymi. – odwróciłam głowę w stronę kulis. Wszyscy płakali. Znowu przekręciłam głowę, by patrzeć na ludzi siedzących przede mną. – Gdyby nie on nie poszłabym na leczenie, nie poradziłabym sobie. Pamiętajcie, nie jesteście sami.
Zawsze jest ktoś, kto was wesprze i będzie z
wami do końca. Ja też miałam kogoś takiego, po prostu duma nie pozwoliła mi do
niego zadzwonić. Nie popełnijcie tego samego błędu, co ja, bo nie warto.
Naprawdę. Teraz jestem silna i nie poddam się. Wiecie jakie jest moje motto?
„Stay Strong”. – Pokazałam moje nadgarstki. – Gdy robiłam ten tatuaż słowo
„Strong” bolało bardziej. Cały czas zastanawiam się dlaczego. W każdym razie,
gdy już stąd wyjdziecie nie będzie łatwiej. Będziecie z tym walczyć każdego
dnia, ale nie poddacie się. Ja wam na to nie pozwolę. Oczywiście macie wybór.
Możecie przyjąć pomoc i zmienić swoje życie lub kontynuować to, i je zniszczyć. Ja wybrałam to pierwszą opcję i jestem z tego zadowolona.
Naprawdę, nie będziecie żałować. Mam do was prośbę: gdy stąd wyjdę weźmiecie
telefony i zadzwonicie do rodziców, rodzeństwa, przyjaciół lub kogo tylko
chcecie. – Ich wyraz twarzy zmienił się. Teraz patrzyli na mnie, jakbym
zwariowała. – Wiem, co czujecie. Nienawidzicie tych lekarzy, miałam tak samo. Jednak
po jakimś czasie, gdy będziecie już zdrowi przestaniecie to czuć. Wręcz
przeciwnie, będziecie im wdzięczni. Na sam koniec chciałabym wam coś zaśpiewać.
Mam nadzieję, że się nie obrazicie. Napisałam tą piosenkę, gdy byłam w ośrodku.
- Wzięłam gitarę i zaczęłam grać, po chwili dołączyłam głos. Po skończonym show
usłyszałam oklaski. – Dziękuję. Do wszystkich kobiet tutaj: jesteście piękne. –
zeszłam ze sceny, wtuliłam się w Justina i od razu wybuchłam płaczem.
Teraz bardzo tego żałuję, bo byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Załamałam się, nie miałam już do kogo zadzwonić po heroinie, żeby się wyżalić. Justin Bieber. Kojarzycie go, nie? – wszyscy pokiwali głowami. – On uratował mi życie. Pewnie bym się zaćpała. A może bym się wykrwawiła. Tego nie da się przewidzieć. Jus dał mi nadzieję na lepsze jutro. Zaczęłam spędzać z nim coraz więcej czasu, po jakimś czasie zostaliśmy przyjaciółmi. Najlepszymi. – odwróciłam głowę w stronę kulis. Wszyscy płakali. Znowu przekręciłam głowę, by patrzeć na ludzi siedzących przede mną. – Gdyby nie on nie poszłabym na leczenie, nie poradziłabym sobie. Pamiętajcie, nie jesteście sami.
- Cichutko,
zrobiłaś bardzo dobrą rzecz. Naprawdę im pomogłaś, może zrozumieją, że ci
ludzie robią to dla nich. – gładził mnie po plecach.
- Dziękuję.
– usłyszałam za sobą, odwróciłam się i zobaczyłam lekarza, który pomagał mi,
gdy tutaj byłam. – Wydaje mi się, że zrobiłaś najlepszą rzecz dla nich, jaką
tylko mogłaś, Demi.
- To ja
dziękuję, że mogłam tu być. Naprawdę, dziękuję. Za wszystko. – przytuliłam
mężczyznę. – Myślę, że będziemy się już zbierać, nic tu po nas.
- Ok, ale
nie zapominaj, że zawsze możesz nas odwiedzić. – uśmiechnął się
- Będę
pamiętać. – odwzajemniłam ten gest, wzięłam Louisa za rękę i poszłam do auta.
Jak siedziałam w środku poczułam, że zrobiłam coś dobrego, teraz nareszcie poczułam
się szczęśliwa. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na chłopaków. – Kocham was,
wiecie?
- Wiemy, a wiesz, że my też cię kochamy?
- Wiemy, a wiesz, że my też cię kochamy?
- Wiem. –
utknęliśmy w grupowym uścisku. Gdy już mogłam oddychać spojrzałam na zegarek –
Jest 14.00, co robimy przez resztę dnia? – w tym momencie zadzwonił mój
telefon. Nie znałam numeru.
- Halo? –
odebrałam.
- Cześć,
Demi. Tu Josh.
- O, cześć.
Co tam?
- Nic
specjalnego, a tam?
- Też. Co
dzisiaj robisz?
- Nudzę się
z chłopakami. A czemu pytasz?
-
Pomyślałem, że może się spotkamy.
- Pewnie. U
nas?
- Ok, za…
- Godzinę? –
przerwałam mu.
- W takim
razie do zobaczenia za godzinę. – wydaje mi się, że się uśmiechnął,
pożegnaliśmy się i zakończyłam rozmowę.
***Louis***
Gdy Demi
rozmawiała przez telefon zacząłem się zastanawiać nad wizytą w ośrodku. To
niesamowite, że opowiedziała o tym wszystkim obcym ludziom, ja chyba bym tak
nie potrafił. Jestem dumny, że to właśnie ona jest moją dziewczyną. Jak wróciła
była bardzo uśmiechnięta i rozpromieniona.
- Co się
stało? – uniosłem brwi.
- Josh przychodzi
do nas za godzinę. Mam nadzieję, że się nie obrazicie. - poczułem zazdrość,
przecież ostatnio on ewidentnie próbował ją poderwać. Teraz nie uda mu się tak
łatwo. Trzeba jakoś pokazać mu, że jest zajęta, tylko jak? Po chwili namysłu
wpadłem na wręcz genialny plan. Nie może się nie udać. Szeroko się
uśmiechnąłem, objąłem moją dziewczynę ramieniem i pocałowałem w czoło. – Czemu
jesteś taki uśmiechnięty?
- Bo mam
ciebie. – pocałowałem ją.
- Wiesz, że
jesteś słodki, prawda?
- Teraz już
tak. – gdy to usłyszała uroczo się zaśmiała. Przyjrzałem jej się. – Boże, jak
ja cię kocham taką.
- Jaką?
- Taką moją
uroczą kruszynkę. – zarumieniła się, więc, żeby dodać jej trochę otuchy ją
pocałowałem.
- Czy tobie
się to kiedyś znudzi?
- Co?
Całowanie ciebie?
- Mhm.
- Nie… -
przyłożyłem moje usta do jej ust. – wydaje… - i znowu. – mi… - i kolejny raz. –
się. – spojrzałem jej głęboko w oczy i zrobiłem to samo, co przed chwilą.
- Ok, może
jedźmy już? – zwróciła się do chłopaków, którzy od początku nam się
przyglądali. Nie odezwali się.
- Macie
jakiś problem? – spojrzałem na nich.
- Nie, skąd
taki głupi pomysł?
- No nie
wiem… może dlatego, że patrzycie na nas jakbyśmy się tutaj pieprzyli.
- Dobra,
przepraszamy. Po prostu nie często widzę moją kuzynkę obściskującą się z moim
przyjacielem. – Hazza na znak niewinności podniósł obie ręce do góry. – A może
na odwrót… - poplątał się. - W każdym razie wiesz o co mi chodzi.
- Tak, wiem.
Ale serio już chodźmy, bo chyba nie chcemy, żeby Smith czekał, prawda? –
powiedziałem do jedynej tu dziewczyny.
- Prawda,
byłaby wielka szkoda. Swoją drogą strasznie się za nim stęskniłam. – zrobiła
smutną minkę. Ja na to tylko przewróciłem oczami i otworzyłem drzwi auta,
pozwalając tym samym Demi wsiąść, podziękowała mi szerokim uśmiechem. Potem ja
znalazłem się w pojeździe, a dopiero na końcu reszta chłopaków. Spojrzałem na
nią i splotłem nasze palce razem.
Spuściła wzrok i się uśmiechnęła. Gdy byliśmy już w domu Williams poszła się przebrać, a ja wziąłem sok jabłkowy i zacząłem pić. W pewnym momencie ktoś zabrał mi szklankę i zaczął robić to, co ja.
Spuściła wzrok i się uśmiechnęła. Gdy byliśmy już w domu Williams poszła się przebrać, a ja wziąłem sok jabłkowy i zacząłem pić. W pewnym momencie ktoś zabrał mi szklankę i zaczął robić to, co ja.
- Serio,
Justin? Nie możesz sobie wziąć?
- Nie, nie
mogę. A teraz uważnie mnie posłuchaj. – zbliżył się do mnie. – Jeśli ją
skrzywdzisz najpierw cię wykastruję, a potem zabiję, jasne?
- Nie mam
takiego zamiaru.
- Nie
oszukujmy się. Ty ją kochasz po niecałym tygodniu znajomości, a przynajmniej
tak twierdzisz. Jak można się w kimś zakochać po tak krótkim czasie?
- Wierzysz w
miłość od pierwszego wejrzenia?
- Tak, ale to nie to samo!
- Tak, ale to nie to samo!
- A właśnie,
że to jest identyczna sytuacja. – szeptałem. – Ona jest dla mnie wszystkim,
powietrzem. Nikt jej nie skrzywdzi, już ja o to zadbam.
- Lubię cię,
ale… jakby ci to powiedzieć… moim zdaniem nie jesteś chłopakiem dla niej.
- Czemu?
- Nie wiem,
nie pasujecie do siebie. – wziął łyk mojego soku.
- Też cię
lubię, ale jeśli chodzi o moją dziewczynę… - dałem nacisk na dwa ostatnie
słowa. – … to ja chyba lepiej wiem, co jest dla niej dobre.
- Znasz ją
tylko tydzień, a ja dwa lata. Co ty możesz o niej wiedzieć? Wiesz jaki jest jej
ulubiony kolor? – nie odpowiedziałem. – No to może chociaż ulubiony zespół? –
znów cisza. – No właśnie, tak myślałem. – podał mi już pustą szklankę i
wyszedł. Właśnie sobie uświadomiłem, że to może za wcześnie. Przecież ja nic o
niej nie wiem. Odpędziłem od siebie tę myśl, gdy usłyszałem pukanie do drzwi i
Josha całującego Demi w policzek. Czy to normalne, że jestem o nią strasznie
zazdrosny? Czas wcielić mój plan w życie.
Jak widzicie udało mi się dodać rozdział dzisiaj. Mam nadzieję, że miło się go czytało i się nie zawiedliście. Proszę o komentarze, mam kilka spraw:
1. Chciałabym się dowiedzieć skąd macie link do tego bloga i co Was w nim zainteresowało. :))
2. Jeśli macie jakieś uwagi, co do mojego stylu pisania - piszcie! Postaram się zmienić.
3. Macie bloga, Tumblra lub cokolwiek innego czym chciałybyście się podzielić? Dawajcie linki, chętnie zobaczę! :D
Dziękuję, Kocham Was ♥
~~*~~
Witajcie!Jak widzicie udało mi się dodać rozdział dzisiaj. Mam nadzieję, że miło się go czytało i się nie zawiedliście. Proszę o komentarze, mam kilka spraw:
1. Chciałabym się dowiedzieć skąd macie link do tego bloga i co Was w nim zainteresowało. :))
2. Jeśli macie jakieś uwagi, co do mojego stylu pisania - piszcie! Postaram się zmienić.
3. Macie bloga, Tumblra lub cokolwiek innego czym chciałybyście się podzielić? Dawajcie linki, chętnie zobaczę! :D
Dziękuję, Kocham Was ♥
1. Od ciebie.
OdpowiedzUsuń2. Świetny, nie musisz zmienić.
3. Już znasz.
Cudny rozdzial. Popłakalam sie... xD ciekawe co Louis kombinuje... hmm... :D
OdpowiedzUsuń1. Twojego bloga znalazlam w google. (Teraz to juz sama nie wiem jak) xD a zainteresowal mnie twoj styl pisania i fakt ze oprocz 1D w opowiadaniu wystepuje tez Justin i Demi. :)
2. Nie mam zadnych. Piszesz swietnie ;*
3. i-dont-wanna-fall-in-love.blogspot.com
stay-with-me-set-me-free.blogspot.com
i-cant-love-alone.blogspot.com ---> blog jeszcze nie ruszyl, premiera jest planowana na 1 lipca ;)
Pozdrawiam ;*
1.Znalazłam go w necie
OdpowiedzUsuń2.zajebiście go piszesz i nie mam żadnych uwag
1. Dokładnie nie pamiętam. Chyba z innego bloga. Zainteresowało mnie w nim oczywiście twoje opowiadanie. ;P Świetnie piszesz. ;> Pewnie już to pisała, ale nie zaszkodzi powtórzyć. :)
OdpowiedzUsuń2. Nie mam żadnych uwag. Mogłabyś tylko częściej dodawać. ;P Ale to chyba każdy by tak chciał.
3. Mam bloga, ale chyba już go znasz. ;>
http://gardenof-stories.blogspot.ru/
Świetny rozdział ♥ bardzo,ale to bardzo mi się podobał <33333
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny xd